Od poniedziałku trwa pierwszy wielkoszlemowy turniej w tym roku, czyli Australian Open. W turnieju brakuje Novaka Djokovicia – Serb nie został dopuszczony do zmagań.
Historia niezwiązana ze sportem
Można przypuszczać, że większość z nas nie lubi, kiedy polityka miesza się ze sportem. To oczywiście zrozumiałe, ale trzeba też pamiętać o tym, że czasem sport schodzi na dalszy plan. Jak pewnie większość osób wie, utytułowany Serb nie zdecydował się na szczepienie przeciw wiadomemu wirusowi. Naturalnie miał do tego prawo, ale oznaczało to kłopot – w Australian Open mogą grać zawodnicy zaszczepieni lub tacy, którzy z jakiegoś powodu nie mogli przyjąć szczepionki. Serb przedstawił dokument, wedle którego 16 grudnia miał pozytywny test. Krótko mówiąc, oparł się na tym, że szczepienie jest niemożliwe, ponieważ nie dawno doszło do zakażenia.
W tej sprawie pojawiły się różne wątpliwości – choćby to, że Serb zrezygnował z izolacji, na co jest dowód. Koniec końców stanęło jednak na czymś, czego nie trzeba udowadniać – zagrożeniu dla porządku publicznego. Owszem, Serb wierzy w różne dziwne teorie, ale zagrożenie dla porządku publicznego to bez wątpienia kontrowersyjny zarzut. Co więcej, można chyba powiedzieć, że sytuacja przedstawia się odwrotnie – mało prawdopodobne, aby zamieszanie z serbskim tenisistą zachęciło kogoś do szczepień (choć rzecz jasna kluczowe są prywatne odczucia).
Brak możliwości startu sprawił, że Djoković stracił szansę na pobicie rekordu w liczbie wielkoszlemowych tytułów. W tym momencie Serb ma 20 triumfów i jest rekordzistą wspólnie z Rafaelem Nadalem i Rogerem Federerem. Cała trójka to wciąż aktywni gracze, choć trzeba przyznać, że Nadal i Federer mają sporo problemów zdrowotnych. Oczywiście Hiszpan jest w Melbourne, ale raczej po Australian Open nie będziemy mówić o samodzielnym rekordziście.